Na sam początek stwierdzam, że należą wam się przeprosiny za to , że na ponad pół roku zostawiłam bloga i nie dodawałam rozdziałów. Postaram się więcej nie dopuścić do takiej sytuacji. Na szczęście odzyskałam wenę i chęć do pisania. Więc teraz bez zbędnego przedłużania, łapcie nowy rozdział :D (Osoby które były ze mną od początku pewnie zauważyły, że jeden z rozdziałów został usunięty, to przez to, że po przeczytaniu go z twierdziłam , że jest beznadziejny.)
Ja i Stein bawiliśmy się świetnie przez całą noc. Gdzieś tak około szóstej rano wróciliśmy do (domu).
Gdy Kora zauważyła, że już wróciłam zaczęła mnie o wszystko wypytywać.
Opowiedziałam jej wszystko i nie wiem czemu, gdy z nią rozmawiałam czułam się jakbym gawędziła z najlepszą przyjaciółką.
-... no i to tyle - zakończyłam.
- Wow, Stein naprawdę się postarał, musi być naprawdę zakochany - powiedziała Kora.
- Naprawdę tak sądzisz?
- No pewnie! Widać to gołym okiem, że jest w tobie zakochany!
Już miałam coś odpowiedzieć, gdy do naszego (pokoju) wbiegła Roxy. Stanęła obok mnie i zaczęła szczekać i powarkiwać w stronę schodów prowadzących do naszej podziemnej kryjówki.
Jednym sprawnym ruchem wydobyłam miecz , wiedząc, że zaraz wydarzy się coś złego . Kora poszła w moje ślady i wyciągnęła sztylety . Byłyśmy gotowe do walki z najgorszym z potworów, ale to co po nas przyszło było okropne.
Węże zamiast włosów, przyprawiające o dreszcz szpony , wielkie paskudne skrzydła.
Meduza.
Najmłodsza i najgroźniejsza Gorgona , zmieniająca jednym spojrzeniem w kamień.
- Ubierz je! - rozkazała mi Kora , żucając w moją stronę okularami przeciwsłonecznymi.
Nie protestowałam, złapała je i ubrałam. Roxy zobaczywszy potwora pobiegła do pokoju obok (czyli do pokoju Staina) i zaczęła ciągnąć za rękaw śpiącego współlokatora mojego chłopaka. Zdezorientowany wpadł do naszego pokoju poczym wybiegł z niego z piskiem małej dziewczynki.
- Cóż za bohaterstwo - mruknęłam pod nosem.
Meduza nie czekała ani chwili dłużej i rzuciła się na nas. Odwróciłyśmy się w jej stronę, była jednak szybsza. Jedną z swoich szpon rozdarła moją koszulkę robiąc głęboką ranę na moim ramieniu. Z moich ust wydobył się przerażający krzyk a twarz wykrzywiła się w grymasie bólu. Korze też nie dopisywało szczęście, unieruchomiona przez okropny ból w prawej ręce, zmuszona byłam patrzeć, jak bestia stracą okulary przeciwsłoneczne z nosa mojej przyjaciółki. Chciało mi się płakać, gdy Gorgona spojrzała w jej oczy, zamieniając ją w kamień. Gdy z nią z kończyła , nadeszła pora by mnie dobić. Kiedy już miała mnie rozszarpać, ktoś zaatakował ją od tył. Zauważyłam Steina z mieczem w dłoni. Następne rzeczy stały się tak szybko, że niewiele z tego pamiętam. Chłopak skoczył w stronę Meduza zamachnął się bronią i po chwili głowa Gorgony leżała obok mnie a reszta jej ciała zamieniła się w złoty pył. Od razu gdy odzyskałam czucie w nogach i rękach, poderwałam się do góry chcąc jak najszybciej znaleźć się przy biednej Korze. Jęknęłam z bólu , ale mimo wszystko dzielnie szłam w jej kierunku. Zachwiałam się i przewróciłam.
- Roja, nic ci nie jest? - Stain podbiegł do mnie i pomógł mi wstać.
- Ze mną wszystko w porządku, ale musimy pomóc Korze - powiedziałam zrozpaczona, znów idąc w jej stronę.
- Czekaj, a twoja rana? - zapytał.
- Rana może zaczekać a ona nie - powiedziałam wskazując w kierunku przyjaciółki.
- Ale i tak, nie możemy jej pomóc - powiedział odwracając wzrok.
- Co!? - wykrzyknęłam.
- Nie dysponujemy takimi lekarstwami - powiedział cicho.
- Ale jest na to jakieś lekarstwo, prawda? - zapytałam z nutką nadziei w głosie.
- Jest - powiedział nieprzekonany.
- Jakie? - zapytałam już troszkę zirytowana.
- Zróbmy tak, powiem ci jeśli pozwolisz mi najpierw wyleczyć twoje ramię - dopiero teraz zauważyłam, że rana obwicie krwawi.
- Zgoda - powiedziałam.
Z małej sakiewki którą miał przy pasie, tuż obok pochwy na miecz, wyciągnął trochę ambrozji. Kazał mi ją zjeść. Była dość smaczna.
Zanim się zorientowałam rana przestała krwawić i zaczęła powoli się sklepiać.
- No, a teraz mów o jakie lekarstwo chodzi - ponagliłam go.
- Łzy jednorożca - powiedział szybko - Ale nie próbuj nawet zdobyć tego lekarstwa!
-A to niby czemu! - czy on zwariował? Nasza przyjaciółka została zamieniona w kamień a on nie chce nic z tym zrobić? Przecież trzeba jej pomóc!
- Roja, posłuchaj, od stuleci nikt nie widział jednorożców, są to raczej zwierzęta które wolą samotność i nie lubią towarzystwa ludzi - mówił to tak delikatnie jak umiał, ale ja nie dałam za wygraną.
- To od dziś polubią ludzi - powiedziałam głosem nieznoszącym sprzeciwu - Przekonam ich do siebie, a ty mi pomożesz.
Od dzisiaj - czytam! Jak na jedenastolatkę, masz świetny styl pisania ;)
OdpowiedzUsuńNie przedłużając - do następnego rozdziału!
Pozdrawiam